Agnieszka brnęła dzielnie chodnikiem, który pokryty był ubitym już śniegiem. Tę samą drogę przeszło już dziesiątki lub setki par butów, przez co śnieg zdążył przekształcić się w śliską nawierzchnię. Mimo widocznych śladów pługa, stawianie kolejnych kroków wymagało nie lada wysiłku. Do tego była zdenerwowana. To jej pierwszy dzień w pracy. Wiadomo – początki są najtrudniejsze. Wszystko zaczyna się od podstaw: zakres obowiązków, nowi ludzie wokół i szef, którego wymagań i postawy jeszcze nie znała. Wiedziała doskonale, że potrzeba czasu, aby wejść do grona współpracowników, którzy mogą zamienić się w kumpli. Doświadczenie podpowiadało jej, że na początku nie należy się specjalnie wychylać, szukać na siłę kontaktu ze wszystkimi – po prostu być – nie spóźniać się i wykonywać swoją pracę, zdobywać zaufanie innych bez narzucania się i w naturalny sposób.

Co prawda obsługiwanie infolinii nie było jej marzeniem i najwyższymi aspiracjami, jednak powtarzała sobie: „Od czegoś trzeba zacząć, nie od razu Rzym zbudowano”. Praca zapewni jej godne warunki bytowe i tym należy się póki co, w pełni zadowolić. Miała jednak nadzieję, że sama praca będzie przyjemna, a a inni pracownicy otwarci i koleżeńscy. Pierwsze kilka godzin spędziła razem z grupą piętnastu świeżo upieczonych pracowników telefonicznego biura obsługi klienta. Potem zaprowadzono ją do stanowiska pracy: zwykły komputer z klawiaturą i specjalne słuchawki z mikrofonem – całość zamknięta w boksie, który był jej miejscem pracy. Po włączeniu komputera stwierdziła, że umili sobie pracę ustawiając własną tapetę na pulpicie – a co? Po kilku kliknięciach z ekranu komputera uśmiechała się do niej Mała Mi z „Doliny Muminków”. Miała jeszcze czas na usystematyzowanie podstawowej wiedzy, zanim zostanie podpięta do systemu. W końcu odebrała pierwsze połączenie. Co prawda chwilami głos delikatnie jej się łamał, w tych miejscach, w których do końca nie była przekonana o swojej racji. Każdy kolejny telefon dawał jej coraz więcej pewności siebie. Sama nie wiedziała, kiedy zleciały jej 4 godziny pracy. Idąc za przykładem innych, Agnieszka podczas odbierania zgłoszeń i obsługi klientów, zaczęła grać w tle w pasjansa, tym bardziej, że do końca pracy została jej niecała godzina. Na początku mocno się z tym kryła, jednak po dokładnej obserwacji stwierdziła, że nie ma to zupełnie żadnego sensu. Inni pracownicy robili to samo, minimalizowali okno z grą, tylko wtedy kiedy nadchodził kierownik.

Do końca pracy został zaledwie kwadrans. Agnieszka zamknęła pasjansa, znużona zarówno grą jak i pracą. Stwierdziła, że dla odmiany włączy sobie kierki. Nigdy do końca nie rozumiała zasad tej gry, wobec czego wydało jej się to dalece ciekawsze niż pasjans. Cały czas odbierając połączenia, rozpoczęła rozgrywkę. Nie wiadomo kiedy, za jej plecami stanął mężczyzna w czarnej marynarce i z ciekawością przyglądał się grze. Agnieszka nie zwróciła na niego specjalnej uwagi. W końcu mężczyzna odezwał się:

– Przesuń tę piątkę na czwórkę karo.

– Dzięki – odparła z miejsca Agnieszka.

Ten odpowiedział milczeniem i zrobił zdziwioną minę, której nie mogła zobaczyć. Po chwili ponownie nawiązał z nią kontakt:

– Dlaczego ty grasz w pasjansa?

– To nie pasjans. To kierki – Agnieszka nie zmieniała znudzonego tonu.

– Dobrze. W takim razie dlaczego grasz w kierki?

– Bo pasjans już mi się znudził.

– A praca ci się nie znudziła?

Te zdanie było jak cios w skroń. Dopiero teraz Agnieszka zdała sobie sprawę z kim ma do czynienia. Odwróciła się i zobaczyła przed sobą mężczyznę w średnim wieku, elegancko ubranego – na jego twarzy malował się dumny uśmiech. Tak. To był szef o którym zdążyła usłyszeć już wiele opowieści, podczas pierwszych godzin pracy. Faux pas po pas! Ale skąd mogła wiedzieć, że to on? Nie dostała szansy na wytłumaczenie się. Mężczyzna po prostu odszedł i zniknął gdzieś w biurze. Zostawił ją pogrążoną w myślach, czy została przez niego zapamiętana, i czy pierwszy dzień w nowej pracy, nie było jednocześnie ostatnim.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

solitare