Dlaczego nie zrobić tego teraz? Lepiej skończyć to wszystko, przerwać właśnie w tym momencie. Zostawić po sobie zapłakaną dziewczynę, pełną żalu rodzinę, parę długów, domysły znajomych, parę mniejszych długów o których sobie przypomniałem i te pieprzone buty od teścia, których nigdy nie chciałem! Powodów było sporo, jednak nigdy nie wiedziałem z czego one wynikały i nigdy tyle nie ważyły. Do teraz. Skąd wzięła się ta niepewność? Kurwa… Może to jednak znieczulica, która ogarnęła mnie, babę w autobusie linii 117 i świat? Odrzucam całkowicie i skutecznie z uporem maniaka strumienie ciepła i troski, które mnie SZUKAJĄ. Ubzdurałem sobie, że rodzice nie wierzą we mnie, może nawet po cichu się ze mnie śmieją. Chyba nawet sam Bóg również śmieje się z  moich planów i marzeń, pewnie nawet z tego że zawsze chciałem iść do Rivendell, a nie do nieba. Kurde przecież Rivendell nie istnieje… ale na szczęście niebo tak.

Jeszcze w liceum byłem przekonany o tym, że cały świat stoi przede mną otworem. Nie wiedziałem jeszcze tylko którym dokładnie. Niebo nade mną uważałem za jedyną granicę, której nie przekroczę, a po ziemi stąpałem twardo – z obciążeniem którego nie powstydziłby się sam Vegetta w swojej sali treningowej. Potem przyszedł czas na kolejny krok. Co z tego, że dostałem się na Uniwersytet Gdański i studiowałem kierunek który sam sobie wybrałem? Musiałem przejść potem przez kilkanaście rozmów o pracę aby to mnie wybrano. Wracając jednak do uczelni –  rozczarowałem się studiami już po pierwszym semestrze. Dla mnie szkoła nigdy nie była priorytetem. Uważałem ją za iluzję – przecież prawdziwe życie działo się zupełnie gdzie indziej: na rampie za osiedlem – w rodzinnym mieście, gdzie spokojnie można było wypić browar, przy stole rodzinnym kiedy czekało się na gołąbki, przed telewizorem podczas finału Ligi Mistrzów czy na koncertach polskich raperów – tych którzy nie boją się wrażliwości.

 Cały czas jednak, czegoś mi brakowało – czegoś SZUKAŁEM. Czytałem więc książki, stałem się kinomanem, czerpałem z wielu nurtów muzycznych. Wszędzie SZUKAŁEM zrozumienia, którego nikt mi nie okazał (albo to przeoczyłem). Próbowałem odnaleźć je w pijackiej prozie Marka Hłaski, schizofrenicznych strofach Rafała Wojaczka i niespokojnych obrazach Zdzisława Beksińskiego. SZUKAŁEM dalej siebie w mocnych riffach rocka, improwizacji jazzowej, głosie hip hopu, a nawet w folklorystycznych zawodzeniach muzyków z całego świata – tu przy okazji dowiedziałem się o istnieniu niektórych krajów. Widziałem nawet samego siebie w różnych postaciach kinowych. To w moją rolę wcielali się Marlon Brando, Edward Norton, Al Pacino, a nawet sam James Dean. Czasami wydawało mi się, że znalazłem to czego SZUKAŁEM. Słyszałem to przez chwilę – ulotną jak ulotka – w solówkach gitarowych Toma Morello, chrypie Raya Charlesa, uderzeniach Ringo Starra, czy bitach Chemical Brothers. Trwało to jednak przez moment, przechodziło wraz z fascynacją.

Chyba nigdy tak naprawdę nie zrozumiałem do końca tego wszystkiego co dane było mi ODSZUKAĆ. To mnie bolało. Nie chciałem zgrywać nigdy inteligenta, nie robiłem tego wszystkiego, żeby komuś zaimponować. Robiłem to wyłącznie dla siebie – SZUKAŁEM. Z jednej strony jestem zadowolony ze ścieżki, którą przebyłem. Poznałem wszystko to co najpiękniejsze na tym świecie. Nigdy nie przeszkadzało mi to w prowadzeniu normalnego życia.  Coś jednak pękło…

Stoję teraz naprzeciwko krzesła, ściskając w ręku mocny sznur. Na strychu jest spokojnie i cicho – widocznie rodzice dawno tu nie zaglądali. Wszystko pokryte jest szarym kurzem. Pod ścianą stoi ogromna drewniana szafa – jeszcze po babci.  Podłogę wypełniają kartony w które z pewnością spakowano moje stare komiksy. Wchodzę na krzesło – skrzypi, ale na szczęście nikogo tu nie ma – nikt mnie nie SZUKA. Umieszczam końcówkę sznura do haka wystającego z sufitu – kiedyś zawiesiłem w tym miejscu worek do boksowania. Robię pętlę na drugim końcu i przekładam ją przez głowę. W tym momencie nie wiedząc czemu patrzę na szafę. Na jej szczycie stoi opróżniona do połowy butelka wódki – żołądkowa gorzka – moja ulubiona. Myślę sobie – co ma się zmarnować? Wyjmuję głowę z pętli i schodzę z krzesła – podstawiam je pod szafę. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu obok butelki leży również paczka papierosów. Marlboro czerwone. W miękkiej paczce. Znalazłem to czego SZUKAŁEM