– No dobra, to posyp…

– Prosił prosił i uprosił. W końcu nam się udało,  co Stefan?

– No udało, tylko kieliszka brakuje.

– To będziemy pić z jednego – po kolei. Tobie pasi?

– Tak – kiwnął głową, po czym zszedł do nich powoli, bez specjalnego pośpiechu.

– Stefan, ty rozumiem, też nie protestujesz?

– Kielicha i pacierza nie odmawiam… – zamyślił się.

Na wzgórzu była tylko ich trójka.

– No i co, dziwne to wszystko nie? Pilnujemy Cię tak każdego roku, od tak długiego czasu, a Ty dopiero teraz zgodziłeś się z nami wypić. Coś się zmieniło? Oprócz świata i ludzi?

– Ludzie się nie zmieniają, po prostu są stawiani w innej sytuacji. A świat? Powiem wam jak dla mnie zmienił się świat. Na początku staliście tu w sandałach, a teraz macie jeszcze skarpety. Wolałem was sprzed roku, mieliście Air Maxy. Ty Stefan miałeś fajniejsze.

– Co chcesz od skarpet? Tu wszyscy tak teraz chodzą.

– A gdzie jesteśmy w tym roku?

– Wzgórze YaPa 3.

– Zdecydowanie wolałem wcześniejsze nazwy, zwłaszcza pierwszą.

– Golgota? Eee… Tam było ponuro. I nudno. Ponuro i nudno. I nie było Coca Coli.

– I KFC – dorzucił Stefan.

– A propo szamy. Daj mu trochę kiełbasy, niech przekąsi.

– Dziękuję, skorzystam. Co wy właściwie pijecie?! Strasznie pali gardło i  rozchodzi się po całym ciele.

– Stefan poszedł raz do pobliskiej wioski i zapoznał jednego gospodarza, który pędzi bimber.

– Okropne. Kiełbasa też jakaś dziwna.

– No mówię ci, czasy się zmieniają. Jeszcze dekadę temu mieliśmy suchą krakowską. A to co to w ogóle jest Stefan?

– Nie wiem. Promocja była w Biedronce.

– Ech… to powtórzę jeszcze raz panowie – ludzie się nie zmieniają, są tylko coraz bardziej zagubieni. Nie dziwie im się. Za dużo bodźców, zbyt wiele informacji, za dużo pytań. Gdzie jest prawda? Gdzie jej właściwie szukać?

– Na pewno nie w Biedronce – powiedział filozoficznie Stefan.

– A tak w ogóle – wszedł w słowo Mietek, wskazując na rozdarty bok i zranione dłonie – nie boli Cię to? Zawsze mnie to zastanawiało.

– Pewnie, że boli. Do bólu można się przyzwyczaić.

– A jak myślisz, długo tu nam jeszcze zejdzie?

– Ciężko powiedzieć. Umieram za nich co roku.

– I myślisz, że warto?

– Tak. Oni przestali w to wierzyć.

– To na co właściwie czekasz?

– Nie czekam. Po prostu jestem.

Stefan zamyślił się głęboko. Uświadomił sobie właśnie, jak wielką część jego życia stanowi ten człowiek. Właściwie jest całym jego jestestwem. Towarzyszy mu już tyle czasu. Tyle lat. Tyle wieków. Dziś pierwszy raz napił się z nim wódki. Okazało się, że jest swój. Że też jest człowiek. I boli go. Od samego początku go boli. A tyle ciepła w nim w środku.

– Dobra panowie. Dziękuję wam serdecznie za poczęstunek. Muszę wracać. Umrzeć znowu.

– Na pewno chcesz to zrobić?

– Amen – powiedział z uśmiechem.

– No to Twoje zdrowie! W górę serca!

 

Bisz – Indygo „Wilk Chodnikowy”