Stało się. Jestem stary i pomarszczony – póki co wewnątrz, chociaż opakowanie ducha też jakby oberwane i nadmuchane jak pusty karton mleka.Wróciłem właśnie z krótkiego urlopu, podczas którego odwiedziłem rodzinne strony Bubu. Przy okazji, będąc w sąsiedztwie Krainy Wielkich Jezior, postanowiliśmy wpaść z wizytą. Wyruszyliśmy więc wspólnie z zaprzyjaźnionym małżeństwem na tzw. domek. Czemu jestem stary?
Otóż wyjazd ten pokazał, że albo mi brakuje już werwy i luzu, albo świat stanął na głowie, a ja muszę się przyzwyczaić. Pierwszy wieczór – piękny, rozpalony grill, na nim smaczne miąsko, chłodne napoje (oczywiście bezalkoholowe), aż tu nagle: „Bo ty jeeeesteś zajebista i toooo jest sprawa oczywista”! Grupka młodych napalonych chłopaków z „nabitymi strzelbami’ daje znać całemu ośrodkowi, że już są! I że będą! Bóg wie ile. Nie znoszę disco polo, pojmuje jego fenomen, trafiło bowiem na żyzny grunt buractwa w Polsce i od razu w mojej głowie przedstawił się cały plan walki o spokój. Na szczęście młodzieńcy robili tylko tzw. „biforek” przed daniem głównym – miejscową dyskoteką,więc wynieśli się ok. 22:00. Godzina też odgrywa tutaj bardzo ważną rolę – kiedyś o tej porze otwierałbym czwarte piw… czwartą oranżadę – wierzcie lub nie, ale byliśmy grzecznie w łóżkach przed 1:00.
Kolejna rzecz świadcząca o tym, że jestem już w zaawansowanej drodze z winogrona do rodzyna to fakt, że zacząłem baczniej obserwować ludzi, ich zachowanie, mimikę i błyskawicznie wyciągać wnioski – błędne czy nie, ale zawsze wnioski, po co mi to? I tak idąc bulwarem Mikołajek dostrzegam rodzinę, która zasiadła właśnie do stołu w restauracji. Ojciec – głowa rodziny czyta z niesmakiem ceny poszczególnych dań, obliczając że jak weźmie 1 colę na spółkę dla dzieci to wyjdzie taniej, nienawidząc jednocześnie kelnerki, właściciela baru (prywaciarz j****y!) i kucharza, który przyrządzi mu rybę (na pewno z Tesco!). Kurde – nie po to zapierniczasz jak wół całym rokiem, żeby odmówić sobie tych paru przyjemności podczas urlopu… Jak stać cię na wyjazd do Mikołajek to na dobrze wysmażoną rybę i colę też się znajdzie. Idziemy dalej, wolniejszym krokiem robiąc zdjęcia. Mąż kłóci się z żoną: „Szybciej k***a, ile mam na ciebie czekać”? Obok ich dwie córeczki… Piękny widok i wspomnienia z wakacji.
Żeby nie było – urlop był całkiem udany, a byłby w pełni gdyby nie te i tym podobne przypadki, których kiedyś nie dostrzegałem lub mogły wydawać mi się normą, a dziś wiem doskonale że to patologia. Tyle że ona wypacza i mój umysł. Lata lecą a we mnie budzi się coraz więcej niepokoju… O nas. Wszystkich.
2014-08-30 at 01:09
Trafiłeś samo sedno i choć uśmiałam się czytając wpis, to jednak taki to trochę śmiech przez łzy… bo ja też już bardziej na etapie „z tyłu liceum…” a wczasy w tym roku w Krynicy M, to i spostrzeżenia ciut podobne 😉 choć kwaterkę mieliśmy sielsko cichutką 😉
Pozdrawiam a z lektur polecam najnowszego Johana Theorina „Święty Psychol”
2014-09-03 at 09:44
Byłeś na Mazurach i nie wpadłeś na piwo?
Eeeee…. nie gadam z Tobą 😛
2014-09-03 at 10:09
Rozumiem, że mieszkasz na Mazurach. Podejrzewam że masz raczej negatywny stosunek do turystów. Ja np. mieszkając w Trójmieście nie znoszę Gdańska i Sopotu latem… w Gdyni bywam rzadko.
Następnym razem jak będę się wybierał to napiszę 😉
Pozdrawiam