– Jestem kłamcą, złodziejem, ćpunem i byłam dziwką.

Powiedziała mi to znacznie później. Martę poznałem dość dziwnie. Zapytała czy odsprzedam jej papierosa. Powiedziałem stanowczo, że pod żadnym pozorem. Ale mogę jej po prostu dać. Kłóciła się. Nie chciała go przyjąć, powiedziała że wie, ile kosztują szlugi. Odparłem, że życzliwość nic nie kosztuje. Zapaliliśmy razem. W milczeniu. Dopóki nie spojrzeliśmy sobie w oczy.

– Dziwny jesteś.

– To dobre wyjście do rozmowy. To również nic nas nie kosztuje.

– Co tu robisz?

– Nic. Bo niczego nie oczekuje.

Była dziwna. Przyjemnie dziwna. Też jej chyba było wszystko jedno. Już. Wcześniej chyba tak nie było. Ale to było nieważne. Wtedy paliliśmy razem, przez chwilę w milczeniu… dopiero potem. Potem się coś stało. Poczułem do niej słabość.

– I co? Pewnie nie wiesz też gdzie pójść?

– Jestem tu nowy. Znasz jakieś miejsce, gdzie można tanio i dobrze zjeść?

– Znam tylko takie miejsca.

– Zabierzesz mnie tam?

– Dobra. Ale w podzięce za tego papierosa. Życzliwość nic nie kosztuje.

– Gdzieś już to słyszałem.

Marta pachniała zieloną herbatą. Właściwie jej włosy tak pachniały. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Wtedy znaczyło to dla mnie wszystko. Potrzebowaliśmy siebie tamtego dnia. Właściwie tamtej nocy. Upiliśmy się. Powiedziała mi o sobie wszystko.

– Spałam z gangsterami, alfonsami, dealerami, posłami. Bywało różnie.

To wszystko było nieważne. Nie tej nocy. Wtedy byliśmy tylko ja i ona. Papieros palony na spółkę. Ciepła wódka i trochę kiełbasy. I zapach zielonej herbaty. Opowiedziała mi o sobie wszystko, przed i potem. Czasami płakała, wtulała się we mnie. Chciała się ogrzać. Byłem tam dla niej. Ona dla mnie. Kochaliśmy się znowu. Była delikatna. Mimo wszystkich sztuczek, których się nauczyła. Być może to też była sztuczka. Nie. To było prawdziwe, czułem to. Byliśmy razem. Tylko to się liczyło. Tej nocy. Być może nasze ścieżki miały się spotkać właśnie tej nocy, by nie oszaleć. Tej nocy kochaliśmy się naprawdę. To co, że zapach zielonej herbaty uleciał i nie wrócił.