Wszyscy są tacy sami. Dostrzegam tylko niewielkie, tycie wręcz różnice. Dlaczego tak sądzę? Otóż każdy reaguje na mnie tak samo, A właściwie na mój widok. Przechodzą, gapią się – wcale się nie dziwię – o to mi właśnie chodziło. Zawsze chciałam się wyróżniać, nie tylko wyglądem co prawda, ale… ich reakcje. Nie wiem jak można być tak prostolinijnym. Lubię tylko nielicznych, tych którzy wykazują się choć krztyną kreatywności lub nawet dowcipu w stosunku do mnie. Niestety jest ich garstka. Według mnie wszyscy nawet wyglądają tak samo – armia kopii, które  uważają się za unikat. To ja mam się wyróżniać. Oni idą po prostu przed siebie. Przechodząc obok mnie wlepiają swoje oczy. Najczęściej gości wtedy na ich twarzach uśmiech. W większości jest szyderczy. Tylko dzieci, tak dzieci… one są cudowne. Może dlatego, że są naiwne? Jeżeli miałaby istnieć idealna nacja to z pewnością należałyby do niej wyłącznie dzieci. Szczerość i otwartość to ich najlepsze cechy. Stoję w tym miejscu już co najmniej od pięciu godzin. Nie zarejestrowałam niczego co mogłoby mnie zdziwić. Psychologia tłumu? Zaściankowość? Czy może po prostu brak zwykłego (może odpowiedniejszym słowem byłoby określenie „niezwykłego”) polotu.

Czego właściwie oni tutaj szukają? Gdyby ten chodnik ścierał się po przejściu jednej osoby o 1 milimetr, to musieliby robić renowację deptaka chyba codziennie. Ścieżka którą podążają jest znana niemal każdemu. Niektórzy przemierzają ją co rok, weekend, ba! Nawet co dzień. Są tacy, którzy są w stanie przejechać cały kraj, aby tędy przejść choć raz. A ja stoję tu  i teraz czekając na nich wszystkich aż przejdą. Czasami gdy mocno mi się nudzi, próbuję znaleźć kontakt wzrokowy z nimi. Szukam jakiegoś błysku, krztyny zrozumienia, serdeczności. Przeważnie jednak nie oczekuję zbyt wiele. Wiem, że nie będę tu stała całe życie – co najwyżej cały dzień. Kolejny być może też. Być może, że kolejny tydzień. Ech!

Wydaje mi się, że mogę być ładna. Oni tego nie widzą, a może raczej nie wiedzą. Patrzą na to co chcę im pokazać. To co oni chcą zobaczyć. Ciekawe, że mimo to i tak są zdziwieni. Pewnie stąd te głupie żarty. Nie zdarzyło mi się nigdy, żeby ktoś mnie później poznał gdziekolwiek poza tym miejscem. W stanie w jakim się teraz znajduję. Po prostu… stoję i czekam. Uśmiecham się mimo to. Do nich? Do siebie? Po prostu… Staram się nie wykonywać żadnych ruchów: to moje najważniejsze zadanie. Muszę przyciągać atencję tym jak wyglądam. Ruszam się czasami, gdy usłyszę to co chcę od nich usłyszeć. Rzadko dostaję to na co czekam. Wszyscy widzą, że tu jestem. Czasami mijają mnie parę razy, a ja nadal stoję. Mogą się nie domyślać, że czekam.

Gdy uznaję, że pora z tym skończyć lub jestem zadowolona z wyników mojej pracy zmywam makijaż i przebieram się w tajemnicy przed nimi. Zaschnięte błoto ciężko usunąć z twarzy, dłoni i ciuchów, mimo wszystko jestem całkiem zadowolona. Zbieram drobne i wracam do domu. Nie lubię „Monciaka” nocą. Zapach kebabu i drogich, mocnych perfum mnie przeraża. Jutro też jest dzień. Jutro też będę czekać…