Kiedyś do Was przyjdę. Niezapowiedziany. Gotowy. Ale jeszcze nie dzisiaj. Dziś jest za późno, jestem zmęczony. A może za wcześnie? Zapomniałem. Przygniata mnie codzienność – nie mam czasu na śniadanie, a co dopiero na daleką podróż. Rosnę! Uciekam! Pielęgnuję to, co dawno zostało we mnie zawarte. Wiem gdzie jesteście, znajdę Was. Będę wszędzie! Gdzie jestem dziś? To bez znaczenia. Nabieram sił, idę, potykam się o własne nogi, ale ciągle zmierzam w Waszym kierunku.

Słucham Was uważnie, łapię każdą myśl i oddech, bardziej lub mniej ulotną. Lubię detale, które sprawiają, że jesteśmy ludźmi. Podziwiam mężczyznę w średnim wieku, który wykonuje znak krzyża mijając kościół. Mam wielki respekt do młodych ludzi, którzy szukają siebie – noszą długie kity, spięte z tyłu głowy, gotowe na każdy koncert. Podziwiam ziomali w czapkach New Ery, z krzywym lub prostym daszkiem, trwających w swojej prawdzie. Widzę to i kocham. Czasami wydaje mi się, że jestem każdym z Was po trochu. Ale czy to nie zuchwałe? Chyba tylko Bóg może mieć w sobie tyle empatii?

To właśnie z Was czerpię swoją siłę. Kiedyś myślałem, że jest zupełnie inaczej, nie lubiłem Was i omijałem, wmawiając sobie, że mnie tu nie ma lub nie powinno być. Dziś jest zupełnie inaczej. Kocham Was. Dajecie mi światło. A kiedy przyjdę, będziecie o tym wiedzieć. Wytrysnę lawą na cały świat!

 

Dziel się, jeżeli uważasz, że warto:
Pin Share